To zdumiewające, że aby odkryć niezwykłość rośliny, która od lat rosła w moim ogrodzie, musiałam przejechać niemal trzy tysiące kilometrów. Wyprawa na Korsykę była spontaniczna, bez większego planu – zmęczona po intensywnym zawodowo czerwcu, po prostu dałam się mojemu mężowi zabrać na jedną z jego motocyklowych wypraw. Mieliśmy jechać w Alpy Francuskie. Takie były plany. Ale dwa dni przed wyjazdem zapadła decyzja, że jednak Korsyka. I to właśnie tam, z dala od głównych szlaków i tłumnych plaż, trafiłam na miejsce, które zostanie ze mną na długo – destylarnię olejków eterycznych położoną wysoko w górach.
Nie było łatwo tam dotrzeć. Drogi korsykańskie są nie tylko piękne ale też kręte, wąskie, zdradliwe. Do ostatniej chwili nie mieliśmy pewności, czy dobrze trafiliśmy. Mapy nie pomagały, a Google jakby zapomniał o tym miejscu. Ale kiedy w końcu dotarliśmy – wszystko nabrało sensu.
Piękny, kamienny dom z zielonymi okiennicami i ogród ziołowy z unoszącym się w upale zapachem miejscowych ziół. Ludzie, którzy nas przyjęli, byli serdeczni, zaangażowani i dumni ze swojej pracy. Z pasją opowiadali o trudach destylacji olejków, o sezonowości zbiorów, ryzyku pogodowym, o tym, jak bardzo ta praca wiąże się z naturą i szacunkiem do niej. A kiedy właścicielka, piękna dziewczyna, zaczęła mówić o właściwościach kocanek – słuchałam jak zaczarowana.



Kocanki włoskie (Helichrysum italicum), zwane na Korsyce immortelle – nieśmiertelnikami – to roślina wyjątkowa. Ich drobne, żółte kwiaty nie więdną nawet po ścięciu, stąd ta nazwa. Ale prawdziwa wartość ukryta jest w olejku eterycznym pozyskiwanym z kwitnących szczytów. I to właśnie ten olejek rozsławił kocanki na całym świecie – przede wszystkim w kosmetologii.



Na Korsyce, gdzie rosną dziko i w pełni naturalnie, uzyskuje się jedną z najbardziej cenionych jakościowo postaci olejku. Jest on bogaty w rzadkie związki chemiczne, które odpowiadają za niezwykłe działanie przeciwzapalne i regenerujące. Działa silnie przeciwobrzękowo, wspomaga gojenie siniaków, ran, blizn, oparzeń, a przy tym jest łagodny dla skóry. Stosuje się go w pielęgnacji skóry naczyniowej, wrażliwej i dojrzałej. Chroni, koi i odżywia. Stymuluje syntezę elastyny i kolagenu. To jeden z najlepszych olejków eterycznych do kosmetyków ale jego zapach nie każdego zachwyci. Kocanki to dla niektórych zapach maggi a innych curry. I tak może pachnieć twój ogród w ciepły wieczór jeśli masz tą roślinę u siebie. Ale aromat kocanek to złożony temat. Dopiero tam, na Korsyce poczułam w nim coś dziwnie znajomego i na początku nieuchwytnego, nieco nieprzyjemnego. Ale zdecydowanie zapach plaży na której rosły kocanki pachniał mi…apteczną recepturą! Ale czym dokładnie? Dopiero po kilku dniach uświadomiłam sobie, że olejek z kocanek ma dla mnie zapach lanoliny, tłuszczu z wełny owczej, kiedyś często, dzisiaj rzadziej, stosowanej do aptecznych maści. Wracając do niezwykłych mocy tego olejku…
Nie dziwi więc, że największe światowe marki kosmetyczne sięgają po olejek z kocanki korsykańskiej, tworząc luksusowe kremy i eliksiry młodości.
– Marka L’Occitane wykorzystuje go w swojej kultowej serii „Immortelle Divine”, której kremy i serum cieszą się międzynarodowym uznaniem za skuteczność i delikatność.
– Melvita, Florame oferują czyste olejki i hydrolaty kocankowe, w których moc tej rośliny zachowana jest w niemal pierwotnej postaci.
– Neal’s Yard Remedies w linii „Frankincense Intense” łączy kocankę z olejkiem z kadzidłowca, tworząc wyrafinowaną pielęgnację dla skóry dojrzałej.
– Wiele niszowych, ekologicznych firm tworzy wokół tej rośliny całe receptury – od olejków do twarzy po balsamy na blizny. A moja ulubiona włoska marka L’Erbolario też ma w swojej ofercie krem z ekstrakrem z kocanek :). A polskie firmy kosmetyczne? Z przyjemnością będę sprawdzać, która ma je w składzie swoich receptur.
Patrzyłam, słuchałam, wąchałam, próbowałam. Kupiłam olejek, hydrolat i kilka innych produktów na bazie olejku kocankowego, choć ograniczał mnie motocyklowy bagaż i upał, który nie sprzyja przewożeniu kosmetyków. I dziś, wiele dni po wizycie, wciąż jestem pod wrażeniem. Próbuję poznanych tam formuł i widzę efekty. Jeszcze w czasie podróży moja skóra, zmęczona słońcem, wiatrem, podróżą na przemian z plażowaniem 🙂 odpowiadała z ulgą na te receptury. Olejek z kocanek i same kocanki stały się dla mnie symbolem tej wyprawy – odkryciem, które tak naprawdę było blisko, ale musiało mnie zawołać z daleka.
Wciąż nie rozumiem, jak mogłam wcześniej przechodzić obok tej rośliny tak obojętnie. A przecież rosła w moim ogrodzie. Ceniłam ją za piękno i wytrzymałość na suszę ale jej działaniem nie zaprzątałam sobie głowy. Od teraz patrzę na nią z wielkim szacunkiem i uśmiechem. Bo przywołuje piękne chwile, jak randka z mężem na dzikiej korsykańskiej plaży, wśród kocanek i innych ziół. No i mam już plany wplecenia tej rośliny leczniczej w program moich warsztatów zielarskich…ale na razie cicho sza!
Zapraszam na spacer po korsykańskiej destylarni, na spotkanie z ludźmi, którzy wydobywają esencję roślin z pasją i pokorą. To będzie opowieść o pracy, o przyrodzie i o prostych cudach, które dzieją się, gdy słucha się ziół.
A tutaj znajdziesz inne moje baaardzo pachnące wpisy „Cytrynowe przyjemności”, „Szałwia lekarska. Roślina lecznicza czy kuchenna przyprawa?” „Ciasto drożdżowe z morelami i kwiatem lawendy”
Uważasz moje treści za ciekawe i wartościowe? Podziel się nimi i udostępnij w swoich mediach społecznościowych!












